26.6.14

Eating kills

W Warszawie króluje weganizm. Jeszcze nie tak dawno promowany tylko przez środowiska solidaryzujące się ze zwierzętami, kojarzący się smakoszom się z sojowymi podróbami o wątpliwych walorach smakowych, łączył przede wszystkim młodych i zbuntowanych. Mamy i babcie drżały przed widmem anemii i niedożywienia pociechy. Nagle wszedł na salony, nie tylko jako najbardziej etyczna ale też i najzdrowsza dieta. Szybko okazało się, że zbyt duża ilość białka jest rakotwórcza, że mięso i nabiał "zaflegmiają" organizm, a lekarstwem na całe zło jest jaglanka i zielone szejki. Na pomoc przyszła literatura i każdemu wątpiącemu można było w końcu podsunąć pod nos "Nowoczesne zasady odżywiania" Campbella i na zawsze uciszyć powtarzane z automatu pytania o niedobory. Praktycznie z dnia na dzień miłośnicy kuchni roślinnej mogli odetchnąć od namaczania w domu pestek na mleko, czy lepienia kotletów z ciecierzycy, ruszając do świeżo otwartych restauracji i burgerowni. W telewizji śniadaniowej piękne kobiety przekonują niedowiarków, że może być smacznie, zdrowo i kolorowo. Ze żyją i mają się dobrze. Znalazło się też miejsce dla bardziej radykalnych, witariańskich odłamów, które nawet zimą preferują surowiznę. I co dalej?

No właśnie, co dalej? Żyli długo i szczęśliwie? Wydawałoby się, że zdrowa dieta z modą ma niewiele wspólnego, chodzi przecież o zdrowie. Przypadek USA, za którym cały czas gonimy, ale ciągle jeszcze nie dościgamy, pokazuje, że kiedy modna dieta zagości już pod strzechą wielu Kowalskich, przychodzi czas na zmianę. Czas na zmianę również dla tych, którym dieta nie podeszła, a może nawet zaszkodziła. I jak to z modą bywa, poszło w stronę przeciwną. Fantastycznie obrazują te przemiany okładki amerykańskiego TIME'a, z roku 1984 i 2014.



W czasie kiedy u nas zaleceniem niektórych internistów dla osób chorych na serce bywa wciąż rezygnacja z masła na rzecz margaryny plus obarczone licznymi skutkami ubocznymi statyny, Amerykanie stwierdzili, że przyczyną chorób naczyniowych nie jest cholesterol, który przecież powstaje też w naszym organizmie, ale utleniacze i stan zapalny, wywoływany chociażby przez tłuszcze trans roślinnego pochodzenia. Zanim jednak wieści sięgnęły popularnych mediów, szeregi Amerykanów już przerzuciło się na diety whole foods, zajadając się mięsem, mlekiem, masłem i smalcem. Niektórzy stwierdzili, że można już wszystko, byleby było niepasteryzowane, wypasane na trawie, ekologiczne. Nawet europejscy hipsterzy zamieniają strączki na podroby. Jednak człowiek przyzwyczajony do walki o zdrowie i nieco niepewny w nowym systemie odżywiania zastanawia się - skoro to wszystko jednak zdrowe, to co jest wrogiem? Ja ustrzec się przed chorobą? Bo jakiś wróg musi być, skoro nadal chorujemy i umieramy? Jest, to on, cukier! Skoro nie białko i okryte nową sławą tłuszcze, to musi być to, co jedliśmy przed chwilą, czyli węglowodany! To przecież nie tylko biały cukier, zwany śmiercią na talerzu, ale także zboża i ziemniaki! No przecież człowiek pierwotny jadł tylko mięcho i roślinki! Kalorie już się nie liczą, niech żyje indeks glikemiczny! Ten kto szybciej uwolni cukier do systemu (oczywiście w opcji doświadczalnej, bo czy ktoś je sam suchy makaron albo ziemniaki?) ten sprawcą wszelkiego zła! Pełne zboża też są złe, bo kwas fitynowy okrada nas z minerałów, a nadmiar błonnika podrażnia żołądek i jelita. Nie wspominając już o tym, że gluten to cichy zabójca, ale to chyba wszyscy już wiemy, right?


Więc, co dalej? Długo się tak nie da, bo jajecznica na maśle i bekonie bez chlebka oraz stek z wypasanego na łące bizona z sałatą, po roku przestają już "wchodzić". Człowiek śni o chlebie i cieście, a z węglowodanów należą mu się tylko jagódki. W Stanach rodzi się więc nowy trend, którego jednym z prowodyrów jest zwykły człowiek, Matt Stone, który przez siedem lat studiował żywienie szukając dla siebie idealnej diety, będąc coraz bardziej.. chorym. Po latach nauki i syntezy informacji doszedł do wniosku, że żeby być zdrowym, trzeba jeść wszystko i dużo! Dlaczego? Ponieważ restrykcja pokarmów stężonych kalorycznie, jak również wykluczenie węglowodanów to najlepszy sposób na obniżenie metabolizmu! Organizm odkłada co może, tarczyca idzie spać, nadnercza szaleją ze stresu, bo gdzie jest cukieeeer? Przecież dla mózgu chwila bez glukozy równa się śmierci, a korzystanie głównie z procesu glukoneogenezy, czyli wytwarzania jej z aminokwasów, okazuje się być słabo wydajne i stresujące dla organizmu. Jak się uratować? Autor "Diet Recovery" podpowiada: na początek przestańcie pić tyle wody, a zacznijcie jeść sól i cukier, lody i fastfood! Duża gęstość tych pokarmów, czyli duża zawartość kalorii w posiłku, rozrusza uśpiony metabolizm, rozgrzeje zlodowaciałe dłonie i stopy i przywróci do życia ofiarę diety. Czyli, wracamy do punktu wyjścia.

Czego uczy nas powyższa historia? Czy tego, że jedzenie nie ma znaczenia? Czy tego, że nie musimy już o siebie dbać? Niektórzy zapewne potraktują to właśnie w ten sposób, ja jednak chciałam zwrócić uwagę na inna rzecz. WSZYSCY MAJĄ RACJĘ.

Tak, nadmiar białka może być bardzo szkodliwy dla organizmu, jak i jego niedobór. Ale co to znaczy nadmiar? Czy to taka sama ilość dla osoby w ciąży, po operacji, dorastającego dziecka i staruszka?

Tak, szejk z jarmużem ma mnóstwo antyoksydantów i substancji odżywczych, ale także goitrogeny hamujące pracę tarczycy. Dieta oparta na koktajlach może wychładzać organizm i powodować niedobory witamin rozpuszczalnych w tłuszczach oraz białka, również niezbędnego do detoksyfikacji.

Tak, cholesterol może zapychać Ci naczynia, ale może nie dlatego, że jesz masło, tylko dlatego, że gdy żywisz się śmieciami i żyjesz w stresie, wolne rodniki będą uszkadzać ich ścianki, a coś musi je łatać.

Tak, fast foody i słodycze są w większości pustymi kaloriami, regularne ich spożywanie spowoduje niedobory i stany zapalne dzięki chociażby tłuszczom trans. Jednak stojąc w zimowy dzień na przystanku, ważniejsze jest aby coś zjeść i dostarczyć organizmowi jak najwięcej kalorii, a nie zielonego soku.

Tak, skoncentrowane węglowodany mogą skokowo podwyższać poziom cukru, ale można je zrównoważyć w posiłku białkiem lub tłuszczem.

Tak, istnieje celiakia, można się też na gluten uwrażliwić, ale jest wiele osób, które jedzą go bez żadnych uszczerbków na zdrowiu.

Tak, żywienie się sałatkami i słupkami marchewki może zabić nasz metabolizm, ale w ciepły dzień, u osoby z normalną przemianą materii może to być idealny, lekki posiłek.

Tak, mięso może szkodzić na słaby żołądek, nabiał i cukier zatkać zatoki, surowe pokarmy zamieniać Cię w kostkę lodu. Jedzenie może zabić! Jest też niezbędne do życia.

Każdy z nas dąży do jasnych, prostych rozwiązań. Dlatego na świecie istnieje wiele diet. Ale wniosek może wielu rozczarować: jedno, uniwersalne dla wszystkich rozwiązanie nie istnieje. Obiecuję, możecie już przestać szukać. Celem jest zatrzymać się i nawiązać dialog, a nie walkę z organizmem, poznać jego słabe strony. Zdobycze nauki są cenne, tak samo jak odczucia, bo pozwalają nam dokładniej zrozumieć nasze problemy i lepiej służyć swojemu towarzyszowi - ciału. Nie możemy wyciągać ostatecznych wniosków o tym, co jest najlepsze dla człowieka, jedynie na podstawie kilku badań naukowych. Jest niezliczona ilość nierzetelnych badań i takich, które się nie sprawdziły. Moim zdaniem, najlepsza dieta obroni się sama i nie potrzebuje adwokatów. Dobrze się czujesz, masz zdrowe zęby, skórę, paznokcie, niezłe trawienie, stabilny poziom energii, jesteś wolna/y od przewlekłego bólu? Gratulacje. Nie jest tak idealnie? Staraj się wsłuchać i zrozumieć, to nie są bajki, w końcu się udaje. Nie wszystko można zmienić dietą, tak samo ważne są inne elementy stylu życia. Nie każde ograniczenie da się zlikwidować, ale zawsze można sobie pomóc. Warto przyglądać się też tradycji i starym systemom medycznym, które pokazują, że każdy pokarm w określony sposób wpływa na organizm i zmieniając proporcje w diecie można ulżyć sobie w dolegliwościach. Powyżej opisane skrajności dają nam jednak pojęcie o obszarze, w którym się poruszamy i z tych doświadczeń możemy korzystać. Jeden z nas może potrzebować mniej mięsa, drugi węglowodanów, trzeci surowizny, czwarty dań gotowanych. Właśnie na zmianie proporcji, a nie na wykluczaniu warto się skupić. Za to wszystko cenię tradycyjną medycynę chińską. Ale o tym następnym razem.

---
Okładki TIME pochodzą ze strony http://www.christopherjamesclark.com/blog/wp-content/uploads/2014/06/time-covers.jpg, a zdjęcie Ryana z fanpejdżu Paleohacks.com